Nie jesteś zalogowany na forum.
I do not think humans are foolish.
I have respect for people who live fulfilled lives.
Offline
- Obędzie się bez alkoholu, dzięki. - Posłałam delikatny uśmiech w stronę natrętnego kelnera, który ewidentnie chciał mnie upić! Zoe parsknęła setny raz śmiechem, widząc jak go spławiłam. - No co! Może coś dosypał, hę? - zakpiłam, wodząc wzrokiem za barem.
Ostatnio edytowany przez Cara Martin (2018-01-02 18:37:33)
If you say you'll be my love, don't be a liar
'Cause I been taking low, you take me higher
Offline
Śmiechy ludzi były czystą przyjemnością, choć trochę... nie działali trzeźwo swoim umysłem? Czas mojej zmiany się skończył, więc ruszyłam do najbliższego stolika gdzie kobiety nie wydawały się wrogie. Och, spokojnie, Deneyel. Ojciec przecież nie pozwoli, żeby stała ci się krzywda.
- Dobry wieczór - powiedziałam do nich, siadając na taborecie obok.
I'm an angel with a shotgun,
Fighting till' the war's won
I don't care if heaven won't take me back
Offline
Liliana wraz z Zoe posłały mi zdziwione spojrzenie, krzywo spoglądając na dziewczynę obok.
- Dziewczyny! - zganiłam je szeptem. - Wybacz, tak to jest, kiedy nad nami przejmuje kontrolę ktoś inny. - Pokręciłam głową, będąc zażenowana postawą przyjaciółek. Obca wydawała się nieobecna. - Chodzi mi o alkohol. - Przewróciłam oczami, z błąkającym się uśmiechem na twarzy.
If you say you'll be my love, don't be a liar
'Cause I been taking low, you take me higher
Offline
- O. No racja - przytaknęłam. - Chyba też coś wypiłam, wybacz - stwierdziłam zaskoczona. - Cara, czyż nie? Wydajesz się ciekawą osobą. Szukasz tu kogoś? - dopytywałam.
Szczerze mówiąc, dziewczyna była jak każda inna, ale reszta była już całkiem spita. A ten którego od dłuższego czasu obserwowałam akurat dziś nie przyszedł.
- Znaczy, chłopak. Związek. Wiesz o co mi chodzi. - Wskazałam palcem na barmana.
I'm an angel with a shotgun,
Fighting till' the war's won
I don't care if heaven won't take me back
Offline
Podążyłam wzrokiem za jej palcem, chwilę później wracając do jej twarzy z otwartą buzią.
- Co? Boże, strzeż mnie przed takimi jak on. - Zaśmiałam się. - Nie szukam jednorazowych przygód, nieznajomo i nie spytam również skąd to pytanie - wyznałam, obserwując bacznie dziewczynę. Miała nieziemską urodę. - Za to mogę zadać inne. Skąd wiesz, jak się nazywam? - Uniosłam brwi ciekawa tej wiedzy.
If you say you'll be my love, don't be a liar
'Cause I been taking low, you take me higher
Offline
- Ojciec zna imię wszystkich swoich podopiecznych - przyznałam z uśmiechem. - Czasem wysyła Anioły, aby się wami zajęły. Potraficie popełnić niesamowite głupstwa. - Mój wzrok zatrzymał się na otwieranych drzwiczkach.
Jace Clifford przyszedł.
- Dlaczego tu przyszłaś? - zapytałam, przechylając lekko głowę.
- HEJ! DZISIAJ WIECZÓR KARAOKE! - Joe, mój kolega kelner najwyraźniej też był po zmianie.
I'm an angel with a shotgun,
Fighting till' the war's won
I don't care if heaven won't take me back
Offline
Zmarszczyłam brwi. Dziewczyna od początku wyglądała na podejrzaną. Ojciec, dobrze usłyszałam?
- Wybacz, chyba nie rozumiem. - Potrząsnęłam głową, nie zwracając uwagi na wrzaski Zoe i Liliany. Obie przesadziły z trunkami. - Jak ci na imię?
If you say you'll be my love, don't be a liar
'Cause I been taking low, you take me higher
Offline
- Deneyel - odparłam z powagą.
Dziewczyna chyba mi nie wierzyła. Ojcze, dlaczego nazwałeś większość ludzi Jessica?
- Nie idziesz śpiewać? - Znów zapytałam. - Joe jest świetnym partnerem. Bardzo miły. - Przeniosłam wzrok na schlanego gościa. - Zwłaszcza w tym momencie.
I'm an angel with a shotgun,
Fighting till' the war's won
I don't care if heaven won't take me back
Offline
Skrzywiłam się.
- Nie gustuję w alkoholiźmie i jego ofiarach, Deneyel. - Pokręciłam stanowczo głową. - Świetnie bawię się tutaj, a odpowiadając na twoje poprzednie pytanie, to przyszłam tylko ze względu na te dwie - wskazałam palcem na te pijaczki, których zresztą nie było. - Jeszcze przed chwilą... dziwne - mruknęłam, rozglądając się wokół. - Ah, spójrz. Zaszczytne miejsce zajęły. - Opanowałam bicie serca, widząc je na scenie.
Ostatnio edytowany przez Cara Martin (2018-01-02 19:14:03)
If you say you'll be my love, don't be a liar
'Cause I been taking low, you take me higher
Offline
Joe lekko je popchnął. Odrobinę. Niestety, te dwie z hukiem upadły na podłogę.
- Co to za buty? - Zmarszczyłam brwi. - Powinnyśmy im pomóc, Caro.
Siedziałeś tam. Jak co noc wygrywałeś w tę okropną grę.
I'm an angel with a shotgun,
Fighting till' the war's won
I don't care if heaven won't take me back
Offline
- Też tak myślę. - Poparłam dziewczynę i zerwałam się z krzesła. - Boże, jesteście kompletnie zalane - jęknęłam, próbując podnieść je w górę. - Mogłam się domyślić, że to tak się skończy, a teraz niepotrzebnie czuję się winna. - Wypuściłam powietrze z ust, zagarniając kosmyk włosów za uszy. - Co myślisz o tym, aby kwestię butów zostawić na później?
If you say you'll be my love, don't be a liar
'Cause I been taking low, you take me higher
Offline
Stała tam w towarzystwie jakiejś dziewczyny. Skąd one się wzięły? Też z kosmosu? Rozmawiała z każdym. Ale nie z tobą.
- Przepraszam - mruknąłem, próbując się przecisnąć, ale wpadłem na rudą. - Uważaj. - Prychnąłem. - Robicie tłum.
Don’t you take me too seriously
Cause one day I will be back around
One day I will be back around
Offline
- Hej - zaprotestowałam, unosząc wzrok do góry. - Ty się przepychasz i robisz większy zamęt niż był - fuknęłam. Prawie straciłam równowagę, Zoe złapała mnie za rękę, ciągnąc w dół. Po chwili zwymiotowała, zdążyłam się odsunąć, jednak przybyty mężczyzna... Zrobiło mi się głupio. Nie powinnam im pozwolić aż tak pić.
If you say you'll be my love, don't be a liar
'Cause I been taking low, you take me higher
Offline
- Tak myślałem - mruknąłem.
Szatynka spojrzała na mnie spode łba przez co doszedłem do wniosku, że powinienem się stąd wynieść, ale... Cholera, to całe obrzydlistwo...
- A najlepiej stąd wyjdźcie, bo długo nie pożyjecie.
Ostatnio edytowany przez Jace Clifford (2018-01-02 19:55:48)
Don’t you take me too seriously
Cause one day I will be back around
One day I will be back around
Offline
- Nie sądziłam, że usłyszę taką groźbę z twoich słów. - Przez chwilę się w niego wpatrywałam. - Pokryję koszty. - Wskazałam palcem na koszulę. Żart. Grozi ci, a ty chcesz wydawać na niego pieniądze? - A teraz pozwól, że się wycofam w bezpieczne dla mnie miejsce, z dala od tego zapachu brudu i alkoholu, pomieszanego z potem.
If you say you'll be my love, don't be a liar
'Cause I been taking low, you take me higher
Offline
- Zostaw go, Caro. - Podniosłam Zoe z podłogi. - To on się wepchał - przyznałam. - Każdy człowiek musi płacić za swe czyny. - Zniknął. - Ukarzą go jeszcze.
I'm an angel with a shotgun,
Fighting till' the war's won
I don't care if heaven won't take me back
Offline
Ścisnąłem w dłoni anielskie ostrze. Kopnąłem w dębowe drzewo, pokrywające drzwi. Zabawne, że tak szybko się rozpadło pod moim dotykiem.
- Deneyel - zawołałem przed siebie, obracając w dłoni broń. - Wiem, że tu jesteś. Koniec tej gry, czas na ostateczną rozgrywkę. - Pełno ludzi. Byli jak mrówki, plątające się pod stopami. Wrzask, krzyki. Jak Ojciec mógł hodować taką dzicz?
Ostatnio edytowany przez Kamael (2018-01-02 20:10:39)
Nemo est casu bonus.
Offline
Kamael.
- Może lepiej... lepiej będzie, gdy się schowacie. - Jednak one dalej stały.
Machnęłam ręką jednocześnie odrzucając dziewczyny do tyłu.
- Bracie - zaczęłam, wysuwając z dłoni ostrze. - Wiesz, że nie musi tak być - zauważyłam, mając zamiar coś zrobić.
Przecież Ojciec nie chce, żebyśmy się zabijali.
- Chcesz skończyć tak jak Lucyfer? Tak jak Castiel?
I'm an angel with a shotgun,
Fighting till' the war's won
I don't care if heaven won't take me back
Offline
Spoglądałem na nią z powagą.
- Już dawno przekreśliłaś swój los, musisz za niego odpokutować - wyjaśniłem oschle. - Zginiesz za popełnione czyny.
Większość tej marnej populacji opuściła klub. Byli rozpraszający, jednak nie aż tak, żeby przeszkodzić mi w dokonaniu tego co należy.
Ostatnio edytowany przez Kamael (2018-01-02 20:21:29)
Nemo est casu bonus.
Offline
- Gniew nie jest sposobem! - krzyknęłam. - Kocham cię Kamaelu, doskonale o tym wiesz. Ziemia nie jest Piekłem - dodałam już ciszej. - Chcesz walki? Chcesz sprowadzić na siebie kłopoty?
I'm an angel with a shotgun,
Fighting till' the war's won
I don't care if heaven won't take me back
Offline
Pokręciłem głową.
- To nie gniew, a sprawiedliwość. W końcu dosięga każdego, a wtedy jest bezlitosna. - Każde słowo wypowiedziałem powoli. - Ostatnie słowa?
Nemo est casu bonus.
Offline
- Pożegnaj się z Ojcem - mruknęłam pochmurnie, unikając zamachu.
Gwałtownie się obróciłem i wycelowałam ostrze wprost w jego pierś.
Jesteś żołnierzem, Deneyel. Wbiłam broń prosto w niego. Bo chcesz, aby żył.
I'm an angel with a shotgun,
Fighting till' the war's won
I don't care if heaven won't take me back
Offline
Agencja mnie męczyła. Nie mogłam się zdobyć na to, żeby siedzieć tam dłużej.
Ale miałam ochotę na alkohol. Po prawdzie nie mogłam się upić... jednak słyszałam, że barman w pobliskim barze jest prawdziwym artystą, jeśli chodzi o drinki.
Usiadłam przy barze i oparłam głowę o dłoń, w oczekiwaniu na kogokolwiek.
- Dlaczego taka piękna kobieta przyszła topić smutki w samotności?
Zamrugałam zaskoczona. Ktoś mówił do mnie? Podniosłam wzrok, którym natrafiłam na całkiem przystojnego, jednak mocno starszego faceta.
- Nikt nie powiedział, że topię smutki - odparłam, nieco się spinając.
Mężczyzna uśmiechnął się, przyglądając mi się od góry do dołu. Poczułam się nieswojo. Zatrzymywał wzrok w takich miejscach, gdzie nie powinien... I to całkiem otwarcie. Jakby mnie oceniał.
- Taka kobieta nie powinna przebywać w tym miejscu. Zasługujesz na coś więcej. - Nachylił się do mnie i wyszeptał mi do ucha. - Wyobraź sobie: penthouse na ostatnim piętrze wieżowca, basen, świeczki, relaksująca muzyka... Ty i ja... Sprawiłbym, że czułabyś się dobrze... Mam lata doświadczenia i... pieniądze.
Zamarłam, gdy on złapał mnie w pasie.
- N-nie - wyszeptałam przerażona.
- Taka okazja może się nie powtórzyć, ślicznotko - złapał za moją dłoń i pocałował mnie w nią.
"Even if life is painful and tough people should appreciate what it means to be alive at all."
Offline
Nie było tłumów. Większość osób przebywała teraz w pracy lub w Agencjach.
Insolitam było pokręcone. Ludzie wydawali się za to ciekawi. Było w nich wszystko, czego do końca nie rozumiałem. Było w nich tyle... życia.
Wyszedłem z zaplecza, sądząc, że nikogo nie zastanę, jednak przy barze siedziała dziewczyna, którą obejmował starszy mężczyzna. Gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, ujrzałem w jej oczach łzy.
Białych oczach. Jacy ludzie mają białe oczy?
- Panienka nie wydaje się być zainteresowana - powiedziałem spokojnie, przerzucając sobie ścierkę, którą trzymałem w dłoni, przez ramię.
Mężczyzna spojrzał na mnie zirytowany.
- Dajże drinka, chłopcze, i zatkaj jadaczkę. Dwa drinki. Młoda dama potrzebuje się rozluźnić - powiedział z pogardą.
Westchnąłem i spojrzałem mu prosto w oczy. Trwało to tylko chwilę, a już wiedziałem, z kim miałem do czynienia.
- Twoja żona byłaby zapewne zachwycona, wiedząc, co robisz na swojej rzekomej delegacji - odparłem. - Ma na imię Karen, czyż nie?
Jego twarz pobladła, a ja kontynuowałem.
- Już miałeś wybryki tego typu. A obiecałeś się zmienić, Carl. Gdyby ktoś poinformował żonę o tym, co tu się dzieje, nie byłoby za ciekawie, prawda?
Mężczyzna zacisnął zęby. Chwilę zwlekał, jednak odepchnął się od baru i zostawił dziewczynę w spokoju.
- Jak pan śmie...
- Śmię, bo mogę - odparłem nadal spokojnym tonem. - Pan za to nie może już tutaj przychodzić. Żegnam.
Chwilę próbował się wykłócać, jednak zaraz wyszedł.
Milczałem przez dłuższą chwilę, dając dziewczynie dojść do siebie. W końcu jednak się odezwałem.
- Dobrze się czujesz?
I do not think humans are foolish.
I have respect for people who live fulfilled lives.
Offline